sobota, 4 lipca 2015

VI

VI i najprawdopodobniej ostatnia część tego opowiadania. 
Zamysł był troszkę inny,  jednak w końcu przystanęłam na tym zakończeniu. 

Już nie długo pojawi się coś nowego... 
A Teraz życzę miłego czytania
***
-Suzi idź teraz do zamku się pobaw ja muszę porozmawiać z Christianem. 
-Dobrze!  -wykrzykneła radośnie gnając ku nie wielkiej budowli. 
Spojrzałem na chłopaka wyczekująco. 
Ten zasiadł na bujaczce obok mnie spoglądając w ziemie.  Po chwili podniósł na mnie swój wzrok. 
-Christian co cię łączy z moim ojcem?  -zapytał wpół szeptem. 
-Właściwie to nic.  -odpowiedziałem zgodnie z prawdą patrząc w niebo - ale jestem jego dłużnikiem -dodałem po chwili. 
-Czy to co się wczoraj między nami to...  -zaczął nie pewnie. 
Spojrzałem na niego a coś ścisnęło mój żołądek. 
-pytasz się czy to coś znaczyło?  -dopytałem na co skinął głową. 
Wciągnąłem głeboko powietrze po czym powoli je wypuściłem. 
-Napewno znaczyło.  Jednak czy to coś zmieni między nami. Nie wiem.  -odpowiedziałem.
-Christianie ja...
-Tylko nie mów tego o czym myślę...
-Kocham Cię.
-Prosiłem byś tego nie mówił.  Stawiasz mnie w nie zręcznej sytuacji.  Idę na chwilę do domu;  za moment przyjdę -wypowiedziałem i pognałem do budynku.  Usiadłem na kanapie w salonie po czym westchnąłem ciężko.
-co się porobiło...  -wypowiedziałem pod nosem. 
-Christian!  -usłyszałem piskliwy głosik
-Tutaj!  W Salonie - od powiedziałem podchodząc do drzwi - co się stało księżniczko?
-Musisz zostać moim księciem -odpowiedziała dziewczynka a ja mógłbym się założyć, że miała gwiazdki w oczach. 
-dlaczego nie poprosisz...
-on się nie nadaje!  No proszę... 
-dobrze chodźmy -odpowiedziałem biorąc dziewczynkę za rękę.
***
-Mama!  Tata!  -wykrzyknęła dziewczynka ruszając biegem ku domowi.  -a Christian był moim księciem! -usłyszałem gdy podeszłem do grupy.
-Ależ Christopherze tego bym się po tobie nie spodziewał -wypowiedział z uśmiechem Erick. 
-a braciszek był złym smokiem! -wypowiedziała podekscytowana. 
-smokiem? -zapytała jej matka z  wyraźnym zdziwieniem
-Tak wyszło -odpowiedział blondyn -a teraz przepraszam, ale pójdę do pokoju.
-Christopher chodź na moment. -wypowiedział wujek.  Gdy o de szliśmy od reszty spojrzał na mnie badawczym wzrokiem -Co się stało Timotiemu? Kłótnia małżeńska?
-Nie kłócę się przy dzieciach... 
-a więc?
-powiedział, że mnie kocha -wypowiedziałem cicho przygryzając wargę. 
-a ty na to?
-nic.  Powiedziałem,  że stawia mnie w nie zręcznej sytuacji -odpowiedziałem patrząc na zaciskające się pjonstki faceta na przeciw mnie. 
-Chris dlaczego tak stwierdziłeś?
-Ponieważ tak jest?!  Przecież jesteśmy w rodzinie.  Po za tym ty powiedziałeś mi dokładnie to samo,  dlaczego przeszkadza ci to, że ja to przytoczyłem...  Nie miałem pojęcia jak zareagować.
-to nie jest to samo! -powiedział ze złością pchając mnie na ściane.
-Wiem,  że to nie to samo! Ja byłem tylko zakochanym i bezbronnym  szczeniakiem gdy wyznałem ci to.
-Takiś bezbronny jak uzbrojony żołnierz -wypowiedział z twrogą. 
-Co masz na myśli? -zapytałem hamując wybuch złości. 
-To,  że sam najpierw próbowałeś mnie uwieść a później sam rozłożyłeś przede mną nogi.  -spojrzał na mnie jakby z obrzydzeniem. 
-Jak możesz?! -wypowiedziałem ze łzami w oczach. 
-A nie było tak Christianie?  -zapytał zbliżając się do mnie. -sam prosiłeś się o to bym cię przerżnął.  Doskonale wiedziałeś, że mam narzeczoną jednak nic sobie z tego nie robiłeś.  -wypowiedział przygniatając mnie swoim ciałem do ściany. 
Zamknąłem mocno powieki uniemożliwiając popłynięcie łzom. 
-Mówiłeś, że jesteś z nią nieszczęśliwy.  Mówiłeś,  że tylko ja daje ci szczęście.  Wierzyłem ci w to.  -mówiłem szeptem by ukryć łamiący się głos. 
-Byłeś bardzo naiwny i dużo dodałeś sobie sam.  Nie mniej do mnie pretensji.
-nienawidzę cię. 
-doprawdy? Nie przekonujesz mnie poddając się tak łatwo -powiedział z uśmiechem,  który zobaczyłem gdy tylko otworzyłem oczy. 
Podniósł moją głowe za podbrudek i pocałował delikatnie a następnie wdarł się do moich ust. 
Odwzajemniłem pieszczote czując łzy spływające po mojej twarzy. 
-urocze -powiedział szeptem do mego ucha i oddalił się zostawiając mnie takiego załosnego.
***
Gdy wróciłem było koło drugiej...  a może piątej?  Wszystko i tak zlewało się w jedno. 
Dotarłem na piętro obijając się o ściany.  Tam napotkałem kochanego wujka.  Szybko znaleźliśmy się a jednej ze sypialni. 
Stanąłem przed nagim mężczyznom a ten uśmiechnął się lekko.
-no chodź tutaj-wypowiedział cicho. 
Podeszłem siadając na niego okrakiem. Pocałował mnie w usta a po tem w szyje. 
Nie nawidziłem się za to, że tak łatwo oddaję mu się po tym wszystkim jednak nie potrafiłem się przeciw stawić. 
Rozciągnął mnie pospiesznie a ja wiłem się pod nim jakbym znów miał 16 lat. 
Wszedł we mnie od razu prawie cały.  Już po chwili poprawił kąt i przy tym samym manewrze nie potrafiłem powstrzymać jęku.
Jego ruchy były szybkie i chaotyczne. 
Na dowidzenia powiedział tylko, że nic się nie zmieniłem.  A ja oddałem się w objęcia Morfeusza.
Gdy w stałem jak możecie się domyśleć jego już przy mnie nie było.  Zebrałem ubrania szybko założyłem je na siebie i poszedłem do swojego pokoju. 
Timoty jeszcze spał.  Przeszedłem do łazienki po drodze zgarniając czyste ubrania. 
Gdy przekroczyłem próg pomieszczenia rozdzwonił się mój telefon. 
-wstajemy kochanie -usłyszałem rozćwierkany głos przyjaciela
-Nie śpię.  Co jest? 
-szkoła -odpowiedział a ja wyczułem jego uśmiech.  -będą za pół godziny. Pierwsza z wychowawczynią~
-dobra daj mi się ogarnąć. Do zobaczenia.
-No pa~ -zakończyłem rozmowe pozbyłem się z siebie ubrań i wszedłem pod strumień ciepłej wody. 
-dzień dobry!
-już mnie dzisiaj witałeś -powiedziałem wsiadając do jego samochodu. 
-a ty dziś zgrywasz buntownika? -zapytał wskazując na mnie. 
Ubrany byłem w czarne rurki,  koszule zostawiłem luźno a krawat był nie chlujnie tylko zarzucony. 
-możliwe -odpowiedziałem z uśmiechem. 
Mimo wczesnej pory cieszyłem się,  że idę do szkoły.  W końcu wokół będą prawie same w dziewczyny.
***
Po trzeciej godzinie na korytarzu zaczepił mnie Izumi. Zaproponował kreskę a ja z chęcią przystałem na tę  propozycję. 
***
Gdy wracaliśmy zabraliśmy ze sobą jakąś laske ze szkoły. 
W domu nie było żadnego ze starszych a Timoty również gdzieś wyszedł.  Zostałem z panną sam. 
-Masz na coś ochotę? -zapytałem jak na dobrego gospodarza przystało.
-Tylko na ciebie-odpowiedziała.
Ta odpowiedź mnie usatysfakcjonowała na tyle bym pozwolił usiąść jej na swoich kolanach. 
Nachyliła się a ja od razu wykorzystałem to całując ją.
Bawiliśmy się swoimi językami w tym samym czasie powoli rozpinaliśmy guziki przy koszuli.  Nagle usłyszałem otwieranie drzwi. 
Ujrzałem mamę i Ericka.
-oh przepraszam mamo -wypowiedziałem z uśmiechem. 
Na szczęście zdąrzyłem rozpiąć tylko górne guziki koszuli dziewczyny. 
-Kochanie to jest moja mama. Mamo to jest... 
-Marika.  Miło mi panią poznać.  Christopher mówił o pani dużo dobrego. 
-oh.  Mi również miło a o tobie nic nie wspomniał. 
-nie było jakoś okazji... 
-pewnie dlatego,  że jesteśmy stosunkowo krótko ze sobą -wtrąciła dziewczyna. 
-a to Erick -mój wujek -powiedziałem z udawanym uśmiechem. 
-pana również miło poznać.  -wypowiedziała z uśmiechem. 
-i wzajemnie -odpowiedział. 
Dziewczyna po chwili znów pocałowała mnie w usta. 
-to my pójdziemy do pokoju-powiedziałem sięgając po plecak. 
-dobrze kochanie tylko zejdzcie na obiad za godzinę. 
-dobrze mamo -odpowiedziałem. 
*
-Taki awans rzadko się zdarza -wypowiedziała z uśmiechem usadawiając się na moich kolanach znów okrakiem. 
-oj racja -odpowiedziałem całując ją w szyję. 
Ta stęknęła cicho a już po chwili znalazła się pode mną na łóżko. 
Gdy otworzyły się drzwi zamarłem to mógł być tylko Timoty.
Spojrzałem na niego ze strachem w oczach.
-przepraszam nie chciałem przeszkodzić. 
-nic się nie stało.  Chodź do nas-powiedziała dziewczyna siadając i zapinając bluzkę. 
Usiadłem obok niej i przeczesałem ręką włosy. 
Blondyn wszedł z udawanym uśmiechem. 
-my się nie znamy.  Jestem Marika a ty...
-timoty.  Miło mi 
-mnie również. 
I nim się obejrzałem nastała pora obiadu.
Zszedłem na niego uprzednio przebierając koszulę na koszulkę i bluzę, którą zostawiłem rozpiętą. 
Dziewczyna trzymała mnie za rękę.
Przedstawiłem ją reszcie rodziny i o dziwo mój tata pozytywnie na nią zareagował.  Zasiedliśmy do stołu.
Bykem między Mariką a Timotym. 
Po obiedzie dziewczyna postanowiła wracać do domu.
-Chodź odwioze cię.  -wypowiedziałem z uśmiechem. 
Ta pożegnała się ze wszystkimi i ruszyłem do samochodu.
Zatrzymałem się pod jej domem. 
-Marika dziękuję za to co dla mnie zrobiłaś. 
-nie ma sprawy.  -odpowiedziała z uśmiechem- rozumiem,  że to... 
-wcale nie.  Właściwie gdybyś zgodziła się być moją dziewczyną byłbym zaszczycony.  -wypowiedziałem z uśmiechem. 
-a więc się zgadzam-powiedziała z uśmiechem po czym mnie pocałowała.  -do jutra -dokończyła wysiadając. 
Poczekałem aż wejdzie do środka a następnie ruszyłem do domu z myślą co ja wyprawiam.
Gdy tylko wróciłem ojciec poprosił mnie do gabinetu. 
-tak tato?  -powiedziałem wchodząc do jego gabinetu
-siadaj synu.  Powiedz ty mi czy z tą Mariką to coś poważnego?
-Jeszcze nie wiem. 
-rozumiem.  Muszę ci powiedzieć,  że jestem zadowolony z twego wyboru. Możesz już iść do siebie.
-dziękuję tato.  -od powiedziałem i ruszyłem do swego pokoju.
Spojrzałem na Timotiego leżącego na łóżku.  W uszach miał słuchawki a ja stojąc przy drzwiach słyszałem piosenkę Hollywood Undead.
Usiadłem na łóżku,  ten otworzył oczy.  Po chwili zastanowienia wyciągnął z uszu słuchawki.
-prze...
-od kiedy z nią jesteś?-przerwał mi. 
-znam ją pół godziny dłużej od ciebie.  Ona grała,  ale w sumie mnie to na rękę. 
-rozumiem. 
-Timoty przepraszam za wszystko. 
-nie przejmuj się.
-ale pozwól mi wyjaśnić.  Pytałeś co łączy mnie z twoim ojcem więc ci opowiem. Zacznijmy od tego,  że to on był moim pierwszym- tak dokładnie Erick przeleciał mnie, i to zanim wyszedł za swą obecną żonę.  Zakochałem się w nim jak szczeniak... z resztą byłem nim mając 16 lat myślałem,  że rzuci dla mnie wszystko.  Był dobry, opiekuńczy i dawał mi to czego nigdy nikt wcześniej mnie nie dawał. 
Nasz związek długo nie trwał.  Gdy tylko powiedziałem mu, że go kocham on zerwał ze mną a później unikał pozostawania sam na sam. 
Po tym rozstaniu zaczęłem szaleć...  Bawiłem się dragami, ludźmi,  alkocholem konsekwencje znasz. Zostałem zeszmacony przez samego siebie. Ojciec mnie za to znienawidził...  a może nienawidził mnie od zawsze... Bynajmniej gdy w końcu się pozbierałem pojawiłeś się ty...  Jednak wczoraj twój ojciec zaciągnął mnie do łóżka...  akurat wracałem najebany z imprezy... Miałem tak cholerne wyrzuty sumienia, że już w szkole się naćpałem.  I tak zgarnąłem Marike do domu. 
Najgorsze jest to, że ja nadal nie do końca odkochałem się...  I z szacunku do uczuć,  którymi mnie dażysz oraz z szacunku do ciebie nie mogę z tobą być ani nie mam prawa cię kochać. -po zakończeniu monologu spojrzałem na blondyna.  Ten siedział zalany łzami. 
-ale ja cię kocham -wyszeptał. 
-przepraszam -od powiedziałem a kolejne łzy moczyły moje policzki- przepraszam -powtórzyłem tylko nim rozpłakałem się na dobre.

2 komentarze:

  1. To nie brzmi jak ostatni rozdział :// Jeśli to koniec to powiem szczerze, że zakończenie mi się nie podoba. W ogóle tak dawno nic nie dodawałaś, że już zapomniałam o co chodziło w tym opowiadaniu.. Ehh.. To okrutne.. Mimo to rozdział całkiem dobry i.. o zgrozo.. naprawdę dość długi.. Jestem dumna.. :)
    Pozdrawiam, ślę wenę i czekam na więcej notek na twoim blogu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Izu-ni dziękuję bardzo~
      Czułam, że krzywdzę to opowiadanie i blog więc spięłam się i napisałam.
      Będę wdzięczna jeśli napiszesz do mnie na priv (zapraszam na Gg [ 53786394]).
      Łobiecuje poprawę, i masz rację - koniec jest okrutny - zrobię kontynuację, jednak nie teraz dam sobie czas na przemyślenie i sporządzenie jakiegoś zarysu na tę historię.
      Pozdrawiam ~

      Usuń