VI i najprawdopodobniej ostatnia część tego opowiadania.
Zamysł był troszkę inny, jednak w końcu przystanęłam na tym zakończeniu.
Już nie długo pojawi się coś nowego...
A Teraz życzę miłego czytania
***
-Suzi idź teraz do zamku się pobaw ja muszę porozmawiać z Christianem.
-Dobrze! -wykrzykneła radośnie gnając ku nie wielkiej budowli.
Spojrzałem na chłopaka wyczekująco.
Ten zasiadł na bujaczce obok mnie spoglądając w ziemie. Po chwili podniósł na mnie swój wzrok.
-Christian co cię łączy z moim ojcem? -zapytał wpół szeptem.
-Właściwie to nic. -odpowiedziałem zgodnie z prawdą patrząc w niebo - ale jestem jego dłużnikiem -dodałem po chwili.
-Czy to co się wczoraj między nami to... -zaczął nie pewnie.
Spojrzałem na niego a coś ścisnęło mój żołądek.
-pytasz się czy to coś znaczyło? -dopytałem na co skinął głową.
Wciągnąłem głeboko powietrze po czym powoli je wypuściłem.
-Napewno znaczyło. Jednak czy to coś zmieni między nami. Nie wiem. -odpowiedziałem.
-Christianie ja...
-Tylko nie mów tego o czym myślę...
-Kocham Cię.
-Prosiłem byś tego nie mówił. Stawiasz mnie w nie zręcznej sytuacji. Idę na chwilę do domu; za moment przyjdę -wypowiedziałem i pognałem do budynku. Usiadłem na kanapie w salonie po czym westchnąłem ciężko.
-co się porobiło... -wypowiedziałem pod nosem.
-Christian! -usłyszałem piskliwy głosik
-Tutaj! W Salonie - od powiedziałem podchodząc do drzwi - co się stało księżniczko?
-Musisz zostać moim księciem -odpowiedziała dziewczynka a ja mógłbym się założyć, że miała gwiazdki w oczach.
-dlaczego nie poprosisz...
-on się nie nadaje! No proszę...
-dobrze chodźmy -odpowiedziałem biorąc dziewczynkę za rękę.
***
-Mama! Tata! -wykrzyknęła dziewczynka ruszając biegem ku domowi. -a Christian był moim księciem! -usłyszałem gdy podeszłem do grupy.
-Ależ Christopherze tego bym się po tobie nie spodziewał -wypowiedział z uśmiechem Erick.
-a braciszek był złym smokiem! -wypowiedziała podekscytowana.
-smokiem? -zapytała jej matka z wyraźnym zdziwieniem
-Tak wyszło -odpowiedział blondyn -a teraz przepraszam, ale pójdę do pokoju.
-Christopher chodź na moment. -wypowiedział wujek. Gdy o de szliśmy od reszty spojrzał na mnie badawczym wzrokiem -Co się stało Timotiemu? Kłótnia małżeńska?
-Nie kłócę się przy dzieciach...
-a więc?
-powiedział, że mnie kocha -wypowiedziałem cicho przygryzając wargę.
-a ty na to?
-nic. Powiedziałem, że stawia mnie w nie zręcznej sytuacji -odpowiedziałem patrząc na zaciskające się pjonstki faceta na przeciw mnie.
-Chris dlaczego tak stwierdziłeś?
-Ponieważ tak jest?! Przecież jesteśmy w rodzinie. Po za tym ty powiedziałeś mi dokładnie to samo, dlaczego przeszkadza ci to, że ja to przytoczyłem... Nie miałem pojęcia jak zareagować.
-to nie jest to samo! -powiedział ze złością pchając mnie na ściane.
-Wiem, że to nie to samo! Ja byłem tylko zakochanym i bezbronnym szczeniakiem gdy wyznałem ci to.
-Takiś bezbronny jak uzbrojony żołnierz -wypowiedział z twrogą.
-Co masz na myśli? -zapytałem hamując wybuch złości.
-To, że sam najpierw próbowałeś mnie uwieść a później sam rozłożyłeś przede mną nogi. -spojrzał na mnie jakby z obrzydzeniem.
-Jak możesz?! -wypowiedziałem ze łzami w oczach.
-A nie było tak Christianie? -zapytał zbliżając się do mnie. -sam prosiłeś się o to bym cię przerżnął. Doskonale wiedziałeś, że mam narzeczoną jednak nic sobie z tego nie robiłeś. -wypowiedział przygniatając mnie swoim ciałem do ściany.
Zamknąłem mocno powieki uniemożliwiając popłynięcie łzom.
-Mówiłeś, że jesteś z nią nieszczęśliwy. Mówiłeś, że tylko ja daje ci szczęście. Wierzyłem ci w to. -mówiłem szeptem by ukryć łamiący się głos.
-Byłeś bardzo naiwny i dużo dodałeś sobie sam. Nie mniej do mnie pretensji.
-nienawidzę cię.
-doprawdy? Nie przekonujesz mnie poddając się tak łatwo -powiedział z uśmiechem, który zobaczyłem gdy tylko otworzyłem oczy.
Podniósł moją głowe za podbrudek i pocałował delikatnie a następnie wdarł się do moich ust.
Odwzajemniłem pieszczote czując łzy spływające po mojej twarzy.
-urocze -powiedział szeptem do mego ucha i oddalił się zostawiając mnie takiego załosnego.
***
Gdy wróciłem było koło drugiej... a może piątej? Wszystko i tak zlewało się w jedno.
Dotarłem na piętro obijając się o ściany. Tam napotkałem kochanego wujka. Szybko znaleźliśmy się a jednej ze sypialni.
Stanąłem przed nagim mężczyznom a ten uśmiechnął się lekko.
-no chodź tutaj-wypowiedział cicho.
Podeszłem siadając na niego okrakiem. Pocałował mnie w usta a po tem w szyje.
Nie nawidziłem się za to, że tak łatwo oddaję mu się po tym wszystkim jednak nie potrafiłem się przeciw stawić.
Rozciągnął mnie pospiesznie a ja wiłem się pod nim jakbym znów miał 16 lat.
Wszedł we mnie od razu prawie cały. Już po chwili poprawił kąt i przy tym samym manewrze nie potrafiłem powstrzymać jęku.
Jego ruchy były szybkie i chaotyczne.
Na dowidzenia powiedział tylko, że nic się nie zmieniłem. A ja oddałem się w objęcia Morfeusza.
Gdy w stałem jak możecie się domyśleć jego już przy mnie nie było. Zebrałem ubrania szybko założyłem je na siebie i poszedłem do swojego pokoju.
Timoty jeszcze spał. Przeszedłem do łazienki po drodze zgarniając czyste ubrania.
Gdy przekroczyłem próg pomieszczenia rozdzwonił się mój telefon.
-wstajemy kochanie -usłyszałem rozćwierkany głos przyjaciela
-Nie śpię. Co jest?
-szkoła -odpowiedział a ja wyczułem jego uśmiech. -będą za pół godziny. Pierwsza z wychowawczynią~
-dobra daj mi się ogarnąć. Do zobaczenia.
-No pa~ -zakończyłem rozmowe pozbyłem się z siebie ubrań i wszedłem pod strumień ciepłej wody.
-dzień dobry!
-już mnie dzisiaj witałeś -powiedziałem wsiadając do jego samochodu.
-a ty dziś zgrywasz buntownika? -zapytał wskazując na mnie.
Ubrany byłem w czarne rurki, koszule zostawiłem luźno a krawat był nie chlujnie tylko zarzucony.
-możliwe -odpowiedziałem z uśmiechem.
Mimo wczesnej pory cieszyłem się, że idę do szkoły. W końcu wokół będą prawie same w dziewczyny.
***
Po trzeciej godzinie na korytarzu zaczepił mnie Izumi. Zaproponował kreskę a ja z chęcią przystałem na tę propozycję.
***
Gdy wracaliśmy zabraliśmy ze sobą jakąś laske ze szkoły.
W domu nie było żadnego ze starszych a Timoty również gdzieś wyszedł. Zostałem z panną sam.
-Masz na coś ochotę? -zapytałem jak na dobrego gospodarza przystało.
-Tylko na ciebie-odpowiedziała.
Ta odpowiedź mnie usatysfakcjonowała na tyle bym pozwolił usiąść jej na swoich kolanach.
Nachyliła się a ja od razu wykorzystałem to całując ją.
Bawiliśmy się swoimi językami w tym samym czasie powoli rozpinaliśmy guziki przy koszuli. Nagle usłyszałem otwieranie drzwi.
Ujrzałem mamę i Ericka.
-oh przepraszam mamo -wypowiedziałem z uśmiechem.
Na szczęście zdąrzyłem rozpiąć tylko górne guziki koszuli dziewczyny.
-Kochanie to jest moja mama. Mamo to jest...
-Marika. Miło mi panią poznać. Christopher mówił o pani dużo dobrego.
-oh. Mi również miło a o tobie nic nie wspomniał.
-nie było jakoś okazji...
-pewnie dlatego, że jesteśmy stosunkowo krótko ze sobą -wtrąciła dziewczyna.
-a to Erick -mój wujek -powiedziałem z udawanym uśmiechem.
-pana również miło poznać. -wypowiedziała z uśmiechem.
-i wzajemnie -odpowiedział.
Dziewczyna po chwili znów pocałowała mnie w usta.
-to my pójdziemy do pokoju-powiedziałem sięgając po plecak.
-dobrze kochanie tylko zejdzcie na obiad za godzinę.
-dobrze mamo -odpowiedziałem.
*
-Taki awans rzadko się zdarza -wypowiedziała z uśmiechem usadawiając się na moich kolanach znów okrakiem.
-oj racja -odpowiedziałem całując ją w szyję.
Ta stęknęła cicho a już po chwili znalazła się pode mną na łóżko.
Gdy otworzyły się drzwi zamarłem to mógł być tylko Timoty.
Spojrzałem na niego ze strachem w oczach.
-przepraszam nie chciałem przeszkodzić.
-nic się nie stało. Chodź do nas-powiedziała dziewczyna siadając i zapinając bluzkę.
Usiadłem obok niej i przeczesałem ręką włosy.
Blondyn wszedł z udawanym uśmiechem.
-my się nie znamy. Jestem Marika a ty...
-timoty. Miło mi
-mnie również.
I nim się obejrzałem nastała pora obiadu.
Zszedłem na niego uprzednio przebierając koszulę na koszulkę i bluzę, którą zostawiłem rozpiętą.
Dziewczyna trzymała mnie za rękę.
Przedstawiłem ją reszcie rodziny i o dziwo mój tata pozytywnie na nią zareagował. Zasiedliśmy do stołu.
Bykem między Mariką a Timotym.
Po obiedzie dziewczyna postanowiła wracać do domu.
-Chodź odwioze cię. -wypowiedziałem z uśmiechem.
Ta pożegnała się ze wszystkimi i ruszyłem do samochodu.
Zatrzymałem się pod jej domem.
-Marika dziękuję za to co dla mnie zrobiłaś.
-nie ma sprawy. -odpowiedziała z uśmiechem- rozumiem, że to...
-wcale nie. Właściwie gdybyś zgodziła się być moją dziewczyną byłbym zaszczycony. -wypowiedziałem z uśmiechem.
-a więc się zgadzam-powiedziała z uśmiechem po czym mnie pocałowała. -do jutra -dokończyła wysiadając.
Poczekałem aż wejdzie do środka a następnie ruszyłem do domu z myślą co ja wyprawiam.
Gdy tylko wróciłem ojciec poprosił mnie do gabinetu.
-tak tato? -powiedziałem wchodząc do jego gabinetu
-siadaj synu. Powiedz ty mi czy z tą Mariką to coś poważnego?
-Jeszcze nie wiem.
-rozumiem. Muszę ci powiedzieć, że jestem zadowolony z twego wyboru. Możesz już iść do siebie.
-dziękuję tato. -od powiedziałem i ruszyłem do swego pokoju.
Spojrzałem na Timotiego leżącego na łóżku. W uszach miał słuchawki a ja stojąc przy drzwiach słyszałem piosenkę Hollywood Undead.
Usiadłem na łóżku, ten otworzył oczy. Po chwili zastanowienia wyciągnął z uszu słuchawki.
-prze...
-od kiedy z nią jesteś?-przerwał mi.
-znam ją pół godziny dłużej od ciebie. Ona grała, ale w sumie mnie to na rękę.
-rozumiem.
-Timoty przepraszam za wszystko.
-nie przejmuj się.
-ale pozwól mi wyjaśnić. Pytałeś co łączy mnie z twoim ojcem więc ci opowiem. Zacznijmy od tego, że to on był moim pierwszym- tak dokładnie Erick przeleciał mnie, i to zanim wyszedł za swą obecną żonę. Zakochałem się w nim jak szczeniak... z resztą byłem nim mając 16 lat myślałem, że rzuci dla mnie wszystko. Był dobry, opiekuńczy i dawał mi to czego nigdy nikt wcześniej mnie nie dawał.
Nasz związek długo nie trwał. Gdy tylko powiedziałem mu, że go kocham on zerwał ze mną a później unikał pozostawania sam na sam.
Po tym rozstaniu zaczęłem szaleć... Bawiłem się dragami, ludźmi, alkocholem konsekwencje znasz. Zostałem zeszmacony przez samego siebie. Ojciec mnie za to znienawidził... a może nienawidził mnie od zawsze... Bynajmniej gdy w końcu się pozbierałem pojawiłeś się ty... Jednak wczoraj twój ojciec zaciągnął mnie do łóżka... akurat wracałem najebany z imprezy... Miałem tak cholerne wyrzuty sumienia, że już w szkole się naćpałem. I tak zgarnąłem Marike do domu.
Najgorsze jest to, że ja nadal nie do końca odkochałem się... I z szacunku do uczuć, którymi mnie dażysz oraz z szacunku do ciebie nie mogę z tobą być ani nie mam prawa cię kochać. -po zakończeniu monologu spojrzałem na blondyna. Ten siedział zalany łzami.
-ale ja cię kocham -wyszeptał.
-przepraszam -od powiedziałem a kolejne łzy moczyły moje policzki- przepraszam -powtórzyłem tylko nim rozpłakałem się na dobre.
To nie brzmi jak ostatni rozdział :// Jeśli to koniec to powiem szczerze, że zakończenie mi się nie podoba. W ogóle tak dawno nic nie dodawałaś, że już zapomniałam o co chodziło w tym opowiadaniu.. Ehh.. To okrutne.. Mimo to rozdział całkiem dobry i.. o zgrozo.. naprawdę dość długi.. Jestem dumna.. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, ślę wenę i czekam na więcej notek na twoim blogu.
Izu-ni dziękuję bardzo~
UsuńCzułam, że krzywdzę to opowiadanie i blog więc spięłam się i napisałam.
Będę wdzięczna jeśli napiszesz do mnie na priv (zapraszam na Gg [ 53786394]).
Łobiecuje poprawę, i masz rację - koniec jest okrutny - zrobię kontynuację, jednak nie teraz dam sobie czas na przemyślenie i sporządzenie jakiegoś zarysu na tę historię.
Pozdrawiam ~